MAJORKA, DZIEŃ 3 – RUTA DE TRES MILES

by Kamil | ONE STEP FORWARD

Z perspektywy czasu zgodnie z żoną stwierdzamy, że ten dzień był najciekawszym, a zarazem najbardziej emocjonującym podczas naszego pobytu na Majorce. Ruta de Tres Miles, na którą się wybraliśmy zaskoczyła nas przepięknymi widokami oraz wysoce problematycznym zejściem (spowodowanym głównie zgubieniem szlaku). Przejście tej trasy zajęło nam nieco ponad 5 h, podczas których pokonaliśmy około 9 km. Zapraszam do przeczytania relacji!


Niespodziewana pobudka na przełęczy Coll L’Ofre

Do nocy spędzonej pod namiotem mogę przyczepić się tylko do dwóch rzeczy. Raz było nam trochę chłodno, dwa – pobudka była gwałtowna oraz grubo przed godziną 8, więc nie było dane nam się wyspać. Obudził nas przejeżdżający w niedalekiej odległości samochód terenowy lokalnej policji, która skoro świt wpadła na pomysł patrolowania okolicy. W momencie, kiedy tylko go usłyszeliśmy zerwaliśmy się na nogi i równocześnie położyliśmy pokotem całą konstrukcję namiotu. Samochód na chwilę się zatrzymał, ale na nasze szczęście po chwili pojechał dalej. Tym razem obyło się bez mandatu!

Noclegi pod namiotem na Majorce – jak to z nimi jest?   

Zabierając na Majorkę namiot byliśmy pesymistycznie nastawieni do możliwości jego rozbicia na miejscu. Jak się uda, to się uda, jeśli nie to nie będziemy płakać – pomyśleliśmy. Zdecydowana większość opinii krążących po Internecie skłaniała się do stwierdzenia, że Majorka to bardzo zły pomysł na spanie pod namiotem. Po pierwsze, mandaty sięgające kwoty 150 euro za osobę. Po drugie, bardzo duża ilość terenów prywatnych, a zarazem bardzo mała ilość campingów (znaleźliśmy tylko 2):

  • camping na terenie klasztoru w Lluc (Lluc – Escorca)KLIKNIJ TUTAJ
  • camping Hipocampo, Cala Domingos (Ctra)KLIKNIJ TUTAJ

Na szczęście udało się nam obalić internetowy mit i mogliśmy w pełni cieszyć się z uroków spania na dziko. Niezapomniane przeżycie, niezwykła przygoda, która na pewno na długo pozostanie w naszych głowach.

Ruta de Tres Miles – niebanalny szlak w Serra de Tramuntana

Nazwa Ruta de Tres Miles” odnosi się do trzech tysięczników, które mamy okazję zdobyć – Puig de L’Ofre, Na Franquesa oraz Sa Rateta. Po spakowaniu do plecaka namiotu i całego naszego dobytku ruszamy w trasę na pierwszy z trzech szczytów – Puig de L’Ofre.

Mapa, którą się posługujemy podczas naszego pobytu w górach Serra de Tramuntana mówi o szlaku, który z przełęczy Coll L’Ofre prowadzi naokoło na szczyt przez przełęcz Coll Poma. Postanawiamy nie nadkładać sobie drogi i spróbować swoich sił w przedzieraniu się przez chaszcze. Zadanie okazało się wykonalne, jednak nie obyło się one bez potarganej kurtki i kilku ciekawie wyglądających zadrapań na nogach i rękach. Po niespełna 30 minutach meldujemy się na szczycie Puig de L’Ofre (1093 m n.p.m.). W końcu czeka nas zasłużone śniadanie!

UBEZPIECZ SWOJĄ PODRÓŻ

Wyjeżdżając zagranicę koniecznie pamiętajcie o ubezpieczeniu, ponieważ w razie nagłego zachorowania lub wypadku, jesteście w stanie uniknąć nieprzyjemnych sytuacji. Sami najczęściej korzystamy z bezpłatnego kalkulatora i za jego pomocą wybieramy najlepszą ofertę.  

Na Franquesa – następna w kolejce

Rozkoszujemy się pięknymi widokami, wsuwamy kupione wczoraj oliwki oraz Jamón ibérico, przegryzając pyszną bagietką. Nigdzie nam się nie spieszy, nic nas nie goni, nikt od nas nic nie chce. Cudowny stan. W dole widzimy rozległe Soller, w którym nocowaliśmy dzień wcześnie, natomiast po drugiej stronie naszym oczom ukazuje się dalszy przebieg szlaku oraz najwyższy szczyt na Majorce Puig Major (1445 m np.p.m).

Na Franquesa nie okazuje się być już tak ciężkim przeciwnikiem, jak Puig de L’Ofre. Nie ma żadnego przedzierania się, ani główkowania gdzie najlepiej postawić stopę na skale, aby nie spaść z urwiska. Trasa wiedzie po średnio wygodnych kamieniach. W pewnym momencie musimy przekroczyć kamienny mur, który w jednym miejscu zdaje się nie wytrzymywać trudów upływającego czasu. Mijamy kilka oliwnych drzewek oraz starannie ułożonych kamiennych kopczyków i po około 35 minutach stajemy na Na Franquesa (1067 m n.p.m.). Nie sposób jej przeoczyć – na szczycie znajduje się karłowata sosna, na której zatknięto kolorowe chorągiewki (dużo ich nie zostało).

Sa Rateta – widoki warte grzechu

Z Na Franquesa bardzo interesująco prezentuje się Puig de L’Ofre, który posiada charakterystyczny kształt stożka, a na dodatek praktycznie cały porośnięty jest majorkańskimi sosnami. Osobiście jednak najbardziej czekam na panoramy, które mają ukazać się za nie więcej niż 50 minut. To właśnie ostatnia na dzisiaj Sa Rateta ma ich nam dostarczyć. Can’t wait!  

Zejście z Na Franquesa okazuje się w początkowym fragmencie ciekawe i nieco problematyczne. Schodzi się z niej stromym zboczem, a na dodatek po drodze natrafiamy na kilka uskoków skalnych, których przekroczenie wymaga trochę wysiłku. W Tatrach pewnie rozpięliby w tym miejscu łańcuch, tutaj na szczęście zdani jesteśmy tylko na swoje umiejętności. Dalej szlak obniża się, a my trafiamy na malowniczą przełęcz Coll de Gats (995 m n.p.m.), na której postanawiamy zrobić krótki przestój. Okoliczności przyrody wręcz się o to proszą.

Po przerwie ruszamy dalej, ale nie będę Was już zanudzał opisem, bo szlak na Sa Ratetę jest prosty, przyjemny i gdyby nie palące od samego rana słońce, to pewnie nie odczulibyśmy większego zmęczenia. Zostawiam Wam jednak piękne widoki, które są naprawdę spektakularne! Ze szczytu Sa Rateta (1110 m n.p.m.) podziwiać możemy jezioro Cuber (Embassament de Cúber), jezioro Gorg Blau, Puig Major (najwyższy szczyt Majorki z charakterystyczną kulą na szczycie), Puig de ses Vinyes oraz Puig de sa Font, Puig de Tossals Verds oraz odległy Puig de Massanella. Cudo!

Powrót nad jezioro Cuber – czy da się zgubić szlak?

Od razu odpowiem – da się! Ogólnie rzecz biorąc, do chwili zejścia z Sa Ratety nie mieliśmy jakichkolwiek problemów z podążaniem za szlakiem. Jego przebieg w większości przypadków wyznaczały kamienne kopczyki, które rozstawione są tutaj, co kilkanaście metrów. Nie ma po prostu bata, żeby je przeoczyć. Podczas zejścia również było ich sporo na naszej drodze, jednak w pewnym momencie (pewnie od palącego słońca) przestaliśmy zwracać na nie uwagę. Obudziliśmy się dopiero, kiedy okazało się, że zbliżamy się do urwiska, które opadało prawie pionową ścianą.

Chwilę zajął nam powrót na właściwe tory, choć w sumie tego dnia nie natrafiliśmy już na żaden nowy kopczyk. Postanowiliśmy znaleźć łatwiejszy teren i możliwie jak najkrótszą drogą wrócić nad jezioro Cuber. Padło na kamienisty żleb, którego wylot kończył się w pobliżu potoku Torrent d’Aumadra. Łatwo nie było, ale delikatny zastrzyk adrenaliny był w gratisie. Przy tamie na zbiorniku Cuber meldujemy się o 12:30, około 13 siedzimy już w samochodzie i sprawdzamy jak wyglądać będzie nasza dalsza droga. Kolejny przystanek – Port de Pollença.

Port de Pollença – takie pomyłki to ja lubię

Trasa znad jeziora Cuber do Port de Pollença zajęła nam nieco ponad godzinę. Zmęczeni, spoceni, ubrudzeni, podrapani przez chaszcze kierowaliśmy się w stronę czterogwiazdkowego hotelu Illa d’Or. Możecie sobie wyobrazić jakie miny miały osoby przyjmujące nas na recepcji 😊

A jak w ogóle doszło do tego, że tutaj trafiliśmy? Jeśli system rezerwacji zamiast 130 eur za noc pokazuje 30, to szkoda byłoby nie skorzystać, co nie? 😊

Trasa wycieczki Ruta de Tres Miles

Trasa pokonana samochodem


Jeśli podoba Ci się, to co robię i chcesz wesprzeć moją działalność – postaw mi kawę mocy na szlaku! Ja odwdzięczę się kolejną relacją z wyjazdu, praktycznymi wskazówkami, poradą czy niezbędnymi informacjami, które pomogą Ci zaplanować urlop. Dziękuje!

Dodatkowo, każdy kto wesprze moją działalność otrzyma 45 dni darmowego dostępu do bogatej biblioteki audiobooków oferowanych przez BookBeat! 

MOŻESZ ZAJRZEĆ RÓWNIEŻ TUTAJ