Po wymagającej wycieczce na Bystrą, Błyszcz i Starobociański Wierch przyszedł czas na coś przyjemniejszego. Padło na górujący nad Zakopanem masyw Czerwonych Wierchów. I koniecznie miał to być wariant prowadzący na Małołączniak przez Przysłop Miętusi. Było to drugie zderzenie się z tym masywem – w pierwszym, z podkulonym ogonem wracałem przemoczony do suchej nitki ze szczytu Ciemniaka. Tym razem miało być inaczej … Liczyliśmy na fantastyczne widoki i ciekawy, różnorodny szlak. Na szczęście, nie przeliczyliśmy się – było warto!
Spis treści
Trasa i profil wysokości
Kiry – Dolina Kościeliska
Ze względu na miejsce noclegu w pobliżu wejścia do Doliny Kościeliskiej, postanowiliśmy tam zacząć naszą wycieczkę. Po kilku minutach, zamiast kontynuować wędrówkę czerwonym szlakiem w kierunku Ciemniaka, zdecydowaliśmy się odbić na szlak czarny (fragment Ścieżki nad Reglami), który zaprowadził nas na Przysłop Miętusi (1189 m n.p.m.)
Na Przysłop Miętusi
Ta niewielka, szeroka przełęcz całkowicie nas zauroczyła. Od razu zdecydowaliśmy się zjeść tutaj pierwszy posiłek w tym dniu. Śniadanie w takich okolicznościach przyrody oraz z widokiem na Czerwone Wierchy, Giewont i Kominiarski Wierch – bajka! Przysłop Miętusi położony jest pomiędzy wzniesieniami oddzielającymi Dolinę Małej Łąki od Doliny Kościeliskiej. Jest również ważnym węzłem szlaków turystycznych – możemy udać się z niego m.in. na Małołączniak, do Doliny Kościeliskiej, na Wielka Polanę Małołącką oraz do Gronika i Nędzówki. Wyróżniającym się punktem na całej Polanie Miętusiej jest bez wątpienia Zawiesista Turnia (1296 m n.p.m.). Pomimo swojej niedużej wysokości, potrafi przykuć wzrok.
Przysłop Miętusi (1189 m n.p.m.)
Po krótkiej przerwie, z werwą ruszyliśmy niebieskim szlakiem wprost na Małołączniak (2096 m n.p.m.). Aby się na niego wspiąć mieliśmy do pokonania około 1250 m przewyższeń. Sporo, a to wcale nie koniec, bo czekała na nas jeszcze Krzesanica i Ciemniak. Dochodzimy do granicy lasu, mijamy metalowy krzyż papieski postawiony tu w 1990 roku i po chwili zanurzamy się w gęstym lesie.
„Hawiarska Droga”
Płaska, leśna ścieżka, którą się poruszamy to tzw. „Hawiarska Droga” – w przeszłości odbywał się nią transport rud żelaza w kierunku Doliny Małej Łąki. Nie ukrywam, że początek trasy wydawał nam się trochę niepokojący. W ogóle nie nabieraliśmy wysokości! Oznaczało to tylko jedno – szlak w dalszej części Hawiarskiej Drogi będzie zdecydowanie mocniej nachylony. W pewnym momencie docieramy do niewielkiej polany, skąd okazale prezentują się północne ściany Krzesanicy i Ciemniaka. Dobra chwila na odpoczynek i łyk wody!
Żar leje się z nieba niemiłosierny, a to dopiero początek maja! Już nie mogę doczekać się lipcowych i sierpniowych wycieczek… Trudy wycieczki wynagradza nam jednak piękny widok na Wielką Świstówkę, czyli charakterystyczny kocioł polodowcowy. Dysząc już coraz ciężej ruszamy dalej niebieskim szlakiem, którym tym razem pnie się ostro pod górę. Mijamy po drodze pojedyncze osoby. Widać, że ten wariant wejścia jest dużo mniej uczęszczany niż ten prowadzący przez Dolinę Kondracką.
Kobylarzowy Żleb
W końcu docieramy do najciekawszego i najtrudniejszego technicznie fragmentu trasy na Czerwone Wierchy – Kobylarzowego Żlebu. Szlak przed nim skręca w lewo i czeka nas wspinaczka po kamiennym głazowisku. Prawie cały szlak znajduje się w cieniu. Po drodze widzimy pozostałości po zimie, które jednak spokojnie daje się obejść z lewej strony. Idzie nam się komfortowo, jednak trzeba tutaj zachować ostrożność w związku z obsuwającymi się co jakiś czas kamieniami. Dochodzimy kolejno do rzadko spotykanych w Tatrach Zachodnich łańcuchów, które mają ułatwić nam przejście po kilkunastometrowej, mocno wyślizganej płycie skalnej. W żlebie było sucho (płat śniegu znajdował się tylko i wyłącznie na początkowym odcinku), dlatego też bardzo sprawnie pokonaliśmy tę drogę. Pamiętajcie, sztuczne ułatwienia na szlaku nie są po to, żeby nam uprzykrzyć życie, tylko żeby nam pomóc! Naprawdę nie ma się czego bać – płyta jest dobrze urzeźbiona i w dobrych warunkach atmosferycznych nie sprawi Wam żadnych problemów.
W drodze na Czerwony Grzbiet
Po uporaniu się z łańcuchami w Kobylarzowym Żlebie rozpoczynamy dalszą wędrówkę. Wydawało nam się, że Małołączniak jest już na wyciągnięcie ręki. Jakież to było naiwne! Szlak dłużył się niemiłosiernie. Ścieżka prowadziła zakosami, po stromym terenie, co w połączeniu z upalnym dniem dawało się nam we znaki. Wydeptanym traktem docieramy na trawiasty Czerwony Grzbiet, który stanowi górny fragment północno-zachodniej grani Małołączniaka. Należy się nam zdecydowanie odpoczynek, bo droga na szczyt jeszcze długa. Rozłożyliśmy się na trawie i zajrzeliśmy, co dobrego do jedzenia zabraliśmy ze sobą. W międzyczasie podziwiamy świetnie prezentujący się stąd Giewont i Zakopane wraz z otaczającymi go miejscowościami.
Po podładowaniu akumulatorów pochodzimy po nieeksponowanym stoku Czerwonego Grzbietu. Podejście jest bardzo mozolne, dla naprawdę cierpliwych ludzi. Co chwilę wydawało nam się, ze to już koniec i że to właściwy wierzchołek. Oszustw nie było końca. Po około 40 minutach docieramy na sam szczyt Małołączniaka.
Małołączniak
Małołączniak (2096 m n.p.m.) to jeden z czterech szczytów w masywie Czerwonych Wierchów. Moim skromnym zdaniem, to właśnie z niego rozpościerają się najładniejsze widoki. Interesująco prezentują się Tatry Wysokie. Mamy tu m.in. Świnicę, Gerlach, Rysy, Mięguszowiecki Szczyt Wielki, Wysoką oraz znajdujący się trochę z boku Krywań. Spoglądając natomiast w stronę Tatr Zachodnich dostrzegamy potężną Krzesanicę, a nawet Wołowca i Rohacze. Na szczycie Małołączniaka znajduje się ponadto skrzyżowanie szlaków turystycznych. Możemy wrócić sobie niebieskim szlakiem do Przysłopu Miętusiego, zejść na niższą Kopę Kondracką (2002 m n.p.m.) lub kontynuować wycieczkę granią Czerwonych Wierchów przez Krzesanicę i Ciemniak. My, po wykonaniu niezliczonej ilości zdjęć wybieramy ostatni wariant i decydujemy się na kontunuowanie pętli.
Krzesanica
Żegnamy Małołączniak i ruszamy w dół w kierunku Litworowej Przełęczy (2037 m n.p.m.). Po niecałych 20 minutach jesteśmy już na szczycie Krzesanicy (2122 m n.p.m.). Najwyższy szczyt w masywie Czerwonych Wierchów przywitał nas znikomą liczbą turystów oraz masą kamiennych kopczyków, z których bezsprzecznie słynie. Szczególnie imponująco wygląda północne zbocze – to ponad dwustumetrowa pionowa ściana (zwana potocznie „krzesaną”).
Ciemniak
Szlak na sąsiedni Ciemniak dalej prowadzi powyżej 2000 m n.p.m., widoki cały czas zachwycają, a my ostrożnie schodzimy na dość płytką Mułową Przełęcz (2067 m n.p.m.). Zatrzymujemy się na chwilę, odwracamy za siebie i spoglądamy z podziwem na północne ściany Krzesanicy. Są zdumiewające! Dalej wąską ścieżką do góry i po krótkiej chwili jesteśmy na Ciemniaku (2096 m n.p.m.). Z racji, że jest to najbardziej wysunięty na zachód szczyt Czerwonych Wierchów, Tatry Zachodnie wprost stoją przed nami otworem. Otwierają się widoki na Bystrą, Błyszcz, Starobociański Wierch, Jarząbczy Wierch, Rohacze, Wołowiec, Rakoń, Grzesia i wiele innych.
Zejście z Czerwonych Wierchów
Nie zatrzymujemy się dłużej na szczycie, ponieważ mocno powiewa i robi się dużo chłodniej niż podczas podejścia. Teraz czeka nas już tylko zejście w dół – jak dla mnie najbardziej katorżniczy element każdej wycieczki. Dziękuje w tym miejscu wynalazcom kijków trekkingowych! W dół schodzimy Twardym Grzbietem, ciągnącym się aż do Chudej Przełączki, w stronę, której zmierzamy. Po prawej stronie widzimy Dolinę Mułową, po prawej natomiast rozciąga się Dolina Tomanowa.
Chuda Przełączka
Szybko docieramy do Chudej Przełączki (1850 m n.p.m.), która leży pomiędzy Twardą Kopą (2026 m n.p.m.), a Chudą Turnią (1858 m n.p.m.). Spoglądamy na znajdujący się tutaj drogowskaz. Możemy na dwa sposoby udać się do Doliny Kościeliskiej – zielonym szlakiem przez Dolinę Tomanową i Halę Ornak, albo szlakiem czerwonym na Cudakową Polanę. Decydujemy się na krótszą, czerwoną trasę. Szlak mija Chudą Turnię, znajdującą się tuż za przełęczą. Już tutaj robi się nieprzyjemnie gorąco i parno – słońce ani przez chwilę nie chce nam odpuścić. Jak nic przydałby się zimny prysznic, a najlepiej dodatkowo dwa zimne piwka! Już niedługo, pocieszałem się… Następnie mijamy kopulasty szczyt Upłazińskiej Kopy (1794 m n.p.m.), za którą zaczyna się piętro kosodrzewiny.
Skałka Piec
Wąską ścieżką docieramy do bardzo charakterystycznego miejsca – skałki Piec. Wysoka na około 10 m wapienna skała wygląda imponująco. W jej licznych szczelinach i skalnych pólkach znaleźć możemy różnego rodzaju rośliny wapieniolubne. Większość turystów zatrzymuje się tutaj na krótki lub dłuższy odpoczynek. Nasze brzuchy jednak dają o sobie i znać i domagają się ciepłego obiadu. Szybko zatem obchodzimy Piec i Wyżnią Upłaziańską Rówień i trafiamy na rozległą Polanę Upłaz. W przeszłości stało na niej 10 szałasów, ale nie ma po nich już żadnego śladu.
Teraz już tylko czeka nas zejście zalesionymi stokami Adamicy w kierunku Polany Zahradziska. Przy drewnianym mostku nad Potokiem Miętusim rozbijamy się i ekspresowo zdejmujemy ciężkie, trekkingowe buty. Lodowata kąpiel daje ulgę naszym stopom i co nieco regeneruje nasze zmęczone organizmy. Czas relaksu się przedłuża, nie chce nam ruszać się z tego miejsca. Wiemy, że czeka nas jeszcze spacer po Dolinie Kościeliskiej. Z trudem zbieramy się do dalszej wędrówki, jedynym motywatorem jest jednak wyczekiwany od dłuższego czasu obiad. Po 20 minutach meldujemy się ostatecznie na parkingu w Kirach.
Noclegi Tatry – noclegi w Zakopanem i okolicach
Szukasz wymarzonego miejsca na nocleg w Tatrach? Planując wycieczkę na Czerwone Wierchy przez Przysłop Miętusi najwygodniej będzie Ci szukać noclegów w takich miejscowościach jak: Chochołów, Witów, Kościelisko, Gronik czy Kiry.
Jeśli natomiast planujesz spędzić wakacje w Tatrach w niebanalny sposób, to koniecznie sprawdź platformę AlohaCamp. Znajdziesz tam nadzwyczajne miejsca noclegowe – glampingi, klimatyczne domki, domki na drzewach, prywatne kempingi czy tiny houses.
Dla naszych Czytelników mamy też coś specjalnego! Wystarczy, że klikniesz w poniższy baner:
Podsumowanie
Wycieczka na Małołączniak przez Przysłop Miętusi bardzo nam się spodobała, przede wszystkim przez swoją różnorodność. Stykamy się podczas niej z dolinami, piętrem kosodrzewiny, wkraczamy w gęsty las, podchodzimy piarżystym żlebem, wspinamy się przy użyciu łańcuchów po skalnej płycie, a na koniec spacerujemy granią po szczytach wznoszących się powyżej 2000 m n.p.m.
Wędrówkę na pewno możemy zaliczyć do tych bardziej wymagających kondycyjnie, ale uczucie zdobycia trzech dwutysięczników w ciągu jednego dnia musi, chociaż trochę dać w kość. W zamian dostajemy wspaniałe widoki i jestem przekonany, że na pewno się nie rozczarujecie! Polecamy z ręką na sercu!