Rohacze, Trzy Kopy i Banówka skompletowane, dlatego kolejny cel wycieczki mógł być tylko jeden! Kontynuacja wspaniałej i jedynej w swoim rodzaju Grani Rohaczy na Słowacji. Emocje były gwarantowane, bo wcale nie miało być dużo prościej niż podczas poprzednich wypadów. Zapraszam do lektury!
Spis treści
Trasa i profil wysokości
Dojazd i parking
Podobnie jak w przypadku wycieczki na Rohacze oraz na Trzy Kopy i Banówkę samochód zostawiamy na rozległym parkingu przy kompleksie narciarskim „Rohace – Spalena”. Całodniowy koszt parkingu to 5€.
W kierunku Tatliakovej Chaty (Ťatliakova chata)
Naszą wycieczkę zaczynamy spod parkingu pod Spaloną (Parkovisko pod Spálenou) i kierujemy się w stronę Tatliakovej Chaty. W przeciwieństwie do wypadu na Rohacze i Banówkę nie dochodzimy jednak do niej, tylko na około 25 minut przed chatą odbijamy przy skrzyżowaniu szlaków Adamcul’a (1183 m n.p.m.) w prawo.
Jeśli przegapiliście wpis opisujący odcinek od parkingu do Bufetu Rohackiego, to zapraszam:
Adamcul’a – Pod Predným zeleným – Pod Hrubou kopou
Żółto – niebieskim szlakiem ruszamy w kierunku Banikowskiej Przełęczy (Baníkovské sedlo). Asfaltem szybko dochodzimy do miejsca, w którym ma swój początek zwyczajna, kamienista górska ścieżka. U jej wylotu postawiona została tabliczka z napisem „Zelena Dolina”. Obecnie zamiast nazwy Zielona Dolina dużo częściej używa się określenia Dolina Spalona.
Szlak dość szybko zaczyna piąć się intensywnie pod górę. Nie zwalniamy jednak tempa i krótką przerwę robimy dopiero przy drogowskazie prowadzącym w kierunku Wyżniego Rohackiego Wodospadu (1340 m n.p.m.). Dzieli nas od niego około 3 minuty, decydujemy się jednak odwiedzić go innym razem, ponieważ plan dzisiaj jest mocno napięty. Po około 50 minutach marszu docieramy do skrzyżowania szlaków pod Przednim Zielonym Stawem (Rázcestie pod Predným Zeleným) – 1473 m n.p.m. Przy klimatycznie położonych ławeczkach spoglądamy na zjawiskowe Trzy Kopy (2136 m n.p.m.) oraz wyniosłą Hrubą Kopę (2166 m n.p.m.), na których mieliśmy okazję być we wrześniu.
Przy rozdrożu skręcamy w prawo za żółtym oznaczeniem (za niebieskim doszlibyśmy nad Rohackie Stawy). Opuściliśmy las i teraz przychodzi nam wędrować łatwą ścieżką pośród kosodrzewiny oraz traw. Po 15 minutach jesteśmy już przy kolejnym rozdrożu, tym razem pod Hrubą Kopą (Rázcestie Pod Hrubou kopou) – 1577 m n.p.m. W tym miejscu do żółtego szlaku dołącza szlak zielony i razem wiją się aż do Banikowskiej Przełęczy.
Podejście na Banikowską Przełęcz
Szlak pnie się wśród kosodrzewiny i zakosami wyprowadza nas w wyższe partie Doliny Spalonej (Spálená dolina). Stanowi ona boczne odgałęzienie Doliny Rohackiej. Mniej więcej w okolicy miejsca, gdzie kosodrzewina ustępuje skalnemu gruzowisku dopadają nas gęste, złowieszcze chmury. Głazy stają się coraz to większe, ścieżka się zwęża, a my nieustająco napieramy, ile fabryka dała.
Podchodząc na Banikowską Przełęcz miałem przed oczami zeszłoroczne podejście na Przełęcz Krzyżne, prowadzące przez Dolinę Pańszczycy. Rozległe piarżyska, surowe, a nawet wręcz ponure otoczenie oraz chmury przykrywające okoliczne szczyty skutecznie mnie do takich wniosków skłaniały. Na szczęście upałów jak wtedy nie było, dlatego po pokonaniu kilku kolejnych zakosów osiągamy siodło przełęczy. Meldujemy się na nim po około 2:15 h od skrzyżowania przy Adamculi w Dolinie Rohackiej.
Z Banikowskiej Przełęczy na Pachoła
Ponad 3 godziny drogi za nami, dlatego uznajemy przełęcz za dobre miejsce na zasłużony odpoczynek i zjedzenie czegoś pożywnego. Wszystko byłoby ok, gdyby nie kompletny brak widoków i przenikliwy, świdrujący wiatr, który chciał nam głowy pourywać. Zmuszeni zostaliśmy do schowania się w jednym z załomów skalnych. Kilka łyków ciepłej herbaty, energetyczny baton i byliśmy gotowi na pierwszy dwutysięcznik tego dnia.
Banikowska Przełęcz (Baníkovské sedlo) położona jest na wysokości 2040 m n.p.m. i oddziela Banówkę (2178 m n.p.m.) od Pachoła (2167 m n.p.m.), na którego właśnie zmierzamy. Podejście nie nastręcza żadnych problemów, wiedzie piarżystym zboczem i niczym nas nie zaskakuje. Po 20 minutach od przełęczy stajemy na najwyższym szczycie zaplanowanym do zdobycia podczas naszej dzisiejszej wędrówki. Na górze oczywiście mleko i brak perspektyw na jakąkolwiek poprawę pogody.
Odcinek: Pachoł – Spalona
Zejście z Pachoła już nie jest tak przyjemne, jak podejście na niego. Szlak prowadzi skalnym, stromym i w tych warunkach nieco zdradliwym terenem. A wszystko przez dużą wilgotność, przez którą skały były niesamowicie śliskie! Podeszwa w moich Mammutach w ogóle nie trzymała się nich i raz prawie straciłbym zęby przez zbytnią pewność siebie przy pokonywaniu kolejnych trudności. Od tego momentu skupiam się w 200% i uważnie stawiam kolejne kroki.
Aby dostać się Spalona Przełęcz ( Spálené sedlo) na naszej drodze staje sporej wielkości kominek, ubezpieczony żelastwem. Dalej jest prościej, jednak na pewno nie możemy narzekać na nudę. Czerwony szlak graniowy wije się wąską i eksponowaną w kilku miejscach ścieżką, która dostarcza niezapomnianych emocji. Wszystko potęgowane jest jeszcze gęstymi chmurami, dodającymi całej tej trasie aurę tajemniczości i niedostępności. Po 40 minutach od Pachoła stajemy na rozległym szczycie Spalonej (Spalená) – 2083 m n.p.m. A najciekawsze dopiero miało nadejść!
Zejście ze Spalonej przez Skrzyniarki
Spalona (2083 m n.p.m.) nazywana jest czasami Spaloną Kopa. Jej nazwa pochodzi od stosowanego w dawnych czasach sposobu powiększania terenów wypasowych przez wypalanie kosówki. Jej wierzchołek jest rozległy i trawiasty, natomiast stoki opadające do Doliny Spalonej są w całości zawalone skalnym materiałem. Przed nami najcięższy fragment, czyli grań Skrzyniarek wraz z intrygującą Przełęczą pod Dzwonem.
Na Skrzyniarki (Skriniarky) składa się kilka mniejszych i większych turniczek, przez które został poprowadzony szlak turystyczny. Jest on miejscami mocno eksponowany i z pewnością wymaga pewnego doświadczenia i obycia na tatrzańskich szlakach. Niektóre jego fragmenty dobitnie pokazują, że Tatr Zachodnich nie można bagatelizować i że nie tylko Tatry Wysokie są w stanie dostarczyć nam sporej dawki adrenaliny. Oczywiście przy przejściu najtrudniejszych miejsc pomagają nam łańcuchy, jednak przechodząc z ich pomocą nieraz trzeba przemyśleć planowaną sekwencję ruchów.
Największe wrażenie zrobiło na nas przejście znajdujące się niedaleko Zadniej Salatyńskiej Przełęczy, zwanej zamiennie Przełęczą pod Dzwonem (1907 m n.p.m.). Najpierw przyszło nam przesmykiwać się wąską ścieżką poprowadzoną w bliskiej odległości od przepaści. Dodatkowo ubezpieczonej trzema partiami łańcuchów. To czekało na nas w okolicy imponującej skały zwanej Dzwonem. Poniżej jej natomiast napotkaliśmy miejsce, w którym pierwszy i ostatni raz na tej trasie spotkał nas mini zator. Poczekaliśmy na swoją kolej, ruszyliśmy w dół po łańcuchu i praktycznie bez zająknięcia pokonałem kolejną trudność. „Praktycznie”, bo wymagało to ode mnie postawienia bardzo wielkiego kroku podczas opuszczania się. W innym przypadku nie byłem w stanie znaleźć satysfakcjonującego oparcia dla nóg i kilkukrotnie moje próby kończyły się fiaskiem. W sumie ciekawy jestem jak radzą sobie niższe osoby w tym miejscu.
Grupa Salatynów – Mały Salatyn i Salatyński Wierch
Po zejściu na Zadnią Salatyńską Przełęcz (1907 m n.p.m.) trudności techniczne ustępują. Szlak na Salatyny obchodzi jeszcze kilka turniczek, jednak w bezpiecznym i w dużo mniej eksponowanym terenie. Powoli zmienia się też otoczenie, z surowego i kamienistego na łagodne i trawiaste. Pomimo tej zmiany po raz pierwszy zaczynam odczuwać pierwsze oznaki zmęczenia. Tempo znacząco spada i trochę czasu mija zanim osiągamy wierzchołek Małego Salatyna (Malý Salatín). Na jego szczycie znajduje się skrzyżowanie szlaków, gdzie oprócz kontynuacji wędrówki czerwonym szlakiem na Brestową możemy wybrać się do Doliny Głębokiej (zielone oznaczenie).
Wiatr nie chce przestać dąć, dlatego szybko schodzimy na Pośrednią Salatyńską Przełęcz (2012 m n.p.m.) i po 5 minutach jesteśmy już na szczycie wyższego o 2 m Salatyńskiego Wierchu (2048 m n.p.m.), często nazywanego po prostu Salatynem. Jest ostatnim tatrzańskim dwutysięcznikiem patrząc od zachodu i oddziela on Dolinę Rohacką od Doliny Jałowieckiej. Niestety również na jego szczycie nie jest nam dane podziwiać urzekających panoram.
Z Salatyna na Brestową – pierwsze panoramy tego dnia
Zejście z Salatyna na Skrajną Salatyńską Przełęcz (1855 m n.p.m.) bardziej przypomina mi bieszczadzkie połoniny niż szlak w Tatrach. Może jeszcze w tym roku uda się zawitać w tamte rejony? W pewnym momencie zapominamy o zmęczeniu. Przed nami wyrasta nasz kolejny cel – Brestowa, a chmury rozchodzą się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Na horyzoncie pojawiają się nawet odległe szczyty Tatr Wysokich! Szkoda, że dopiero teraz…
Podejście na Brestową jest bezproblemowe, a my sami dostaliśmy chyba dodatkowych pokładów energii, bo wierzchołek zbliża się w ekspresowym tempie. Szczyt osiągamy po nieco ponad 30 minutach, licząc od Salatyńskiego Wierchu. W końcu możemy popatrzeć trochę dalej niż czubki naszych nosów. Nie jesteśmy w stanie odnaleźć wzrokiem Pachoła, Spalonej i Salatynów, ale są za to m.in. Osobita, Mała Brestowa, Zuberec, Kominiarski Wierch, Giewont, Czerwone Wierchy, Kozi Wierch czy Świnica. Czas mamy na tyle dobry, że przechodzi nam przez chwilę myśl, żeby przejść się jeszcze w kierunku Siwego Wierchu. Porzucamy jednak ten pomysł i zostawiamy ten fragment na osobny wypad.
Na parking pod Spaloną przez Przedni Salatyn i Spalony Żleb
Schodząc z Brestowej obieramy niebieski szlak turystyczny prowadzący przez grzbiet Przedniego Salatyna (Predný Salatín), zwanego też Skrajnym Salatynem (1624 m n.p.m.). Wspaniale prezentują się tutaj pędy situ skuciny, które powoli nabierają czerwono – brunatnego koloru. Na grzbiecie znajdują się też klimatyczne ławki dla turystów, na których można na chwilę przysiąść i chłonąć pierwszorzędne widoki.
Później już tylko zejście średnio – wygodnym zboczem Spalonego Żlebu (Spálený žľab) i po 7 godzinach wędrówki meldujemy się na parkingu pod Spaloną (Pod Spálenou). Za nami prawie 16 km na nogach, ponad 1400 m przewyższenia, ale przede wszystkim wiele niezapomnianych momentów. Będzie co wspominać!
Nocleg w Tatrach Słowackich – Grań Rohaczy i okolice
Szukasz wymarzonego miejsca na nocleg w Tatrach Słowackich? Planując wycieczkę Granią Rohaczy najwygodniej będzie Ci szukać noclegów w takich miejscowościach jak: Habówka, Zuberzec czy Orawice.
Natomiast, jeśli chcesz spędzić urlop po polskiej części Tatr, to koniecznie sprawdź platformę AlohaCamp. Znajdziesz tam nadzwyczajne miejsca noclegowe – glampingi, klimatyczne domki, domki na drzewach, prywatne kempingi czy tiny houses.
Dla naszych Czytelników mamy też coś specjalnego! Wystarczy, że klikniesz w poniższy baner:
Ciekawostki i informacje praktyczne
- jadąc w Tatry na Słowację pamiętajcie o ubezpieczeniu, ponieważ akcje ratownicze są tutaj płatne. My ubezpieczenie najczęściej kupujemy przy użyciu tego kalkulatora: LINK TUTAJ
- wstęp do Tatrzańskiego Parku Narodowowego (Tatranský národný park, TANAP) jest bezpłatny
- koszt parkingu pod Spaloną (Rohace – Spalena) to 5 EUR za cały dzień
- Pachoł w przeszłości nazywany był Patrią
- u podnóża Brestowej znajduje się wyciąg narciarski, natomiast dawniej istniał tu partyzancki szpital (w czasie II wojny światowej)
Podsumowanie
Kolejny wypad na Grań Rohaczy nie przyniósł tak spektakularnych widoków, jak na przykład podczas wycieczki na Trzy Kopy i Banówkę, ale i tak nie mogliśmy narzekać na brak emocji. Delikatna nutka adrenaliny na pewno się pojawiła, a poza tym Tatry Zachodnie jesienią po prostu zachwycają! Wycieczka przez Pachoła, Spaloną Kopę, Małego Salatyna, Salatyński Wierch oraz Brestową poleca się na górskie spacery!