ZIMOWY KURS TURYSTYKI WYSOKOGÓRSKIEJ – CZY WARTO?

by Kamil | ONE STEP FORWARD

Miało to nastąpić w zeszłym roku, jednak nie potrafiłem wybrać odpowiedniej szkoły wspinania oraz terminu. Co się odwlecze, to nie uciecze przecież! Na kurs zapisaliśmy się wspólnie z Magdą, która towarzyszyła mi już w kilku wyjazdach w Tatry. Raz nawet próbowaliśmy swoich sił zimą. Wiedzieliśmy, że będzie to niezapomniane przeżycie i tylko odliczaliśmy do jego rozpoczęcia.

Cały kurs naprawdę bardzo mi się podobał i dużo z niego wyniosłem. Przede wszystkim zaskoczyła mnie przyjacielska atmosfera oraz poczucie nieustannego wsparcia ze strony wszystkich instruktorów. Zapraszam do lektury!


Dlaczego zdecydowałem się na zimowy kurs turystyki wysokogórskiej?

Zima w górach nie od zawsze leżała w kręgu moich zainteresowań. Mówiąc szczerze, w ogóle jakoś za nią nie przepadałem. Przejmujące zimno, porywisty wiatr, kilka warstw ubrań na sobie i brodzenie w głębokim śniegu. Czułem, że nie jest to do końca dla mnie.

Na przestrzeni lat moje podejście zaczęło ewoluować. Coraz mniej pociągały mnie zatłoczone szlaki turystyczne w sezonie letnim. Coraz bardziej szukałem sposobów, aby się od tych tłumów uwolnić. Miałem przeświadczenie, że zima w górach ma w sobie to „coś”. Aurę tajemniczości i ogólnie rozumianą niedostępność. Na początku, były zimowe wypady w mniej uczęszczane pasma górskie, później pojawiły się pierwsze zimowe wycieczki w bezpieczne lawinowo szlaki w Tatrach.

Wszystko super, ale w głębi czułem, że nie jestem odpowiednio przygotowany, aby poruszać się po wysokogórskim terenie zimą. Nie wiedziałem dużo o lawinach, zimowym sprzęcie, węzłach wspinaczkowych, asekuracji, zjazdach na linie oraz asekuracji lotnej. Dlatego też w końcu nadszedł czas, aby zadbać o swoje bezpieczeństwo i poszerzyć wiedzę w tym zakresie.

Na początek – niespodzianka

Wszyscy mieliśmy stawić się o godzinie 8:00 w okolicy baru „FIS” w Zakopanem, żeby pojechać do Palenicy Białczańskiej. Kurs w swoim zamierzeniu miał odbyć się w okolicach Morskiego Oka. Na miejscu dowiadujemy się jednak, że nici z tych planów. Warunki atmosferyczne oraz zagrożenie lawinowe po polskiej stronie Tatr były tak złe, że organizatorzy zmuszeni byli na szybko zmienić miejsce szkolenia. Pojechaliśmy prosto na parking przy Białej Wodzie (Biela Voda – parkoviště), a stamtąd mieliśmy już z pełnymi plecakami wspiąć się do Zielonej Doliny Kieżmarskiej.

Dla mnie bomba! Do tej pory mało chodziłem po słowackiej części Tatr, dlatego z entuzjazmem zareagowałem na tą zmianę planów. Od osób będących tam już kiedyś słyszę, że to niesamowite miejsce i że na pewno mi się spodoba. Postanawiam im zaufać bezgranicznie!

Parking Biała Woda (Biela Voda) – Zielony Staw Kieżmarski (Zelené pleso Kežmarské)

Po około 40 minutach jazdy dojeżdżamy na oznakowany parking (Biela Voda) przy drodze nr 537. Wypakowujemy wszystko z busa i odbieramy od organizatora kursu – Jacka cały niezbędny sprzęt tj. kask, czekan, raki oraz lawinowe ABC. Po zapakowaniu wszystkiego mam lekki problem z dźwignięciem plecaka do góry. Nie wiem, ile obecnie waży, ale chyba wolę tego nie wiedzieć …

Do schroniska nad Zielonym Stawem Kieżmarskim (Chata pri Zelenom plese) mamy nieco ponad 3 h drogi. Trasa liczy prawie 8 km, a do pokonania mamy ponad 600 m przewyższenia. Z tak ciężkimi plecakami było to dla nas niemałe wyzwanie. Nie wiecie jak bardzo cieszyliśmy się, kiedy zobaczyliśmy w oddali budynek schroniska.

Schronisko Chata pri Zelenom plese (1551 m n.p.m.)

Schronisko ulokowane jest nad północno-wschodnim brzegiem Zielonego Stawu Kieżmarskiego (1545 m n.p.m.). Przez niektórych porównywane jest do naszego polskiego schroniska nad Morskim Okiem. I faktycznie coś w tym jest, jednak widoki po słowackiej stronie zwalają z nóg i według mnie „biją” te znane znad największego jeziora w Tatrach. Potężne szczyty, które wznoszą się nad taflą Zielonego Stawu Kieżmarskiego zrobiły na mnie niesamowite wrażenie. Wśród nich wyróżnić można: Jastrzębią Turnię (2139 m n.p.m.), Kołowy Szczyt (2418 m n.p.m.), Czarny Szczyt (2429 m n.p.m.), Baranie Rogi (2526 m n.p.m.), Mały Durny Szczyt (2590 m n.p.m.), Durny Szczyt (2623 m n.p.m.) oraz monumentalną, 900 – metrową ścianę Małego Kieżmarskiego Szczytu (2514 m n.p.m.).

Po zjedzeniu czegoś ciepłego dowiadujemy się, że nie ma dla nas wolnych miejsc w schronisku. Będziemy musieli spać w budynku obok. Na szczęście wziąłem ciepły śpiwór, dlatego nie miałem się czym przejmować i szybko zabrałem się do rozpakowywania ciężkiego plecaka. Tym razem mieliśmy spakować już tylko to, co będzie nam niezbędne do szkolenia. Wszyscy spotykamy się przed schroniskiem i ruszamy na pierwsze zajęcia!

Dzień I – nauka chodzenia w rakach, hamowanie upadków i samoasekuracja czekanem

Na pierwszy ogień idzie nauka chodzenia w rakach. Poznajemy budowę raków, ich rodzaje (koszykowe, półautomatyczne i automatyczne), sposób mocowania oraz techniki chodzenia (frontalna, francuska oraz hybrydowa). Taka sama analiza czekała na nas z kolejnym niezbędnym elementem zimowego ekwipunku – czekanem. Wzięliśmy pod lupę jego poszczególne części tzn. grot, łopatkę, stylistkę, głowicę oraz dziób. Dowiedzieliśmy się jaka powinna być jego odpowiednia długość, jak powinno się go trzymać oraz w jaki sposób się nim posługiwać.

Podczas poruszania się po stromym terenie najważniejsze jest zapobiegnięcie obsunięciu. Dlatego też nadszedł czas na naukę hamowania czekanem. Oczywiście sposób hamowania zależy od pozycji ciała, w jakiej będziemy się zsuwać w razie upadku. Mamy kilka wariantów upadku: na brzuchu głową do góry, na plecach głową do góry, na brzuchu głową w dół oraz na plecach głową w dół. Najwięcej czasu poświęciliśmy na trening ostatniego, najcięższego wariantu do wyhamowania. Szło nam wszystkim całkiem dobrze, ale to prawdopodobnie dlatego, że na stoku była masa świeżego puchu, który skutecznie uniemożliwiał nabranie prędkości.

Instruktorzy zwrócili nam też szczególną uwagę na kwestię raków przy hamowaniu czekanem. Niestety, ale zdarza się w górach bardzo dużo nieprzyjemnych wypadków związanych z gwałtownym zaczepieniem raków o śnieg lub lód na stoku. Często kończy się to urazami kostek, kolan lub złamaniami. Ryzyko jest oczywiście większe, im śnieg jest bardziej twardy i zlodowaciały.

Na koniec uczymy się zakładać szlak w głębokim śniegu i szykujemy się na wyczekiwaną już przez wszystkich obiadokolację. Wyżywienie w schronisku Chata pri Zelenom plese to majstersztyk! Ciepła zupa na pierwsze, obfite drugie danie, a do tego deser i zimne piwko. Żyć nie umierać! Po jedzeniu ćwiczymy podstawowe węzły wspinaczkowe oraz rozmawiamy do późnych godzin wieczornych na przeróżne okołogórskie tematy. Pierwszą noc przemilczę, bo nie udało mi się zasnąć na dłuższą chwilę. W kolejne zaaplikowałem sobie stopery do uszu i spałem jak dziecko.

Dzień II – podstawy ratownictwa lawinowego i budowanie jamy śnieżnej

Kolejny dzień i kolejne wyzwania przed nami. Wstajemy mniej więcej o 6:30, żeby na 7:00 zdążyć na śniadanie podawane w formie szwedzkiego stołu. Zostawiamy obsłudze kuchni termosy do napełnienia. Na tak długi czas poza schroniskiem i to w zimowym warunkach ciepła herbata jest po prostu zbawienna. Po sytym posiłku i kubku gorącej kawy pakujemy się w mniejsze plecaki i jesteśmy zwarci i gotowi do przyswajania nowej wiedzy. A dzisiaj będziemy jej mieć pod dostatkiem!

Na starcie zostajemy zaznajomieni z podstawami ratownictwa lawinowego. I tu pojawia się bardzo ważny temat – lawiny. Temat rzeka. Co roku zabierają ludzkie istnienia w swoje nieposkromione czeluścia. Gdzieś jednak przeczytałem, że około 85% lawin zostaje wyzwolonych przez ich ofiarę. Dlatego też poznanie wiedzy w tym zakresie jest w stanie ułatwić nam ocenę niebezpieczeństwa, zminimalizowanie ryzyka oraz sprawne poszukiwanie ofiar podczas zejścia lawiny. Dla mnie jeden z najważniejszych, jak nie najważniejszy temat!

Żeby zrozumieć lawiny i poprawnie ocenić zagrożenie lawinowe musimy zdać sobie sprawę jakie czynniki wpływają na ich powstawianie. Jakie jest nachylenie stoku? (lawiny najczęściej schodzą przy nachyleniu stoku od 30 do 45o). Jaka jest wystawa stoku i jego profil? Jaka jest budowa pokrywy śnieżnej oraz jakie są powiązania pomiędzy poszczególnymi warstwami śniegu? I oczywiście nie możemy zapomnieć o pogodzie – tzn. temperatura, wiatr i opady.

Następnie poznajemy instrukcje obsługi lawinowego ABC. Do takiego zestawu zaliczamy sondę, łopatę oraz detektor lawinowy. Przechodzimy do ćwiczeń praktycznych. Jacek instruuje nas jak obsługiwać detektor lawinowy i w jaki sposób szuka się osób zasypanych przez lawinę. Niezwykle ważne jest, aby jak najszybciej starać się je odnaleźć. Literatura mówi, że osoba odnaleziona w ciągu 15 minut od przysypania ma około 90% szans na przeżycie. Później te szanse zdecydowanie maleją.

Teraz przychodzi czas na podstawowe metody przetrwania nocy lub niepogody w górach. Uczymy się jak budować jamę śnieżną, która pełni funkcję awaryjnego schronienia. Możecie od razu zapytać, dlaczego nie namiot? Ano, dlatego, że taka jama jest przede wszystkim bezpieczniejsza, ale i zdecydowanie cieplejsza niż namiot. Jeśli jest dobrze wykonana, istnieje duża szansa, że temperatura w jej wnętrzu nie spadnie poniżej 0oC.

Pod koniec dnia ćwiczymy jeszcze podchodzenie na linie, zjazdy oraz podstawowe zasady asekuracji. Zaznajamiamy się z takim węzłami zaciskowymi jak: węzeł Prusika, węzeł francuski (Stoper), bloker oraz półwyblinka. Później oczywiście schronisko, pyszna obiadokolacja i nauka węzłów aż do perfekcji. Wyblinka, kluczka, ósemka idą nam już naprawdę bardzo dobrze. Dodatkowo, uczymy się prawidłowego zwijania i zabezpieczania liny.

Dzień III – budowanie stanowisk asekuracyjnych i zjazdowych w śniegu

Z samego rana powtarzamy sposoby poruszania się w rakach oraz hamowanie upadków czekanem. Następnie podchodzimy ze sprzętem pod Czerwony Staw Kieżmarski (Červené pleso kežmarské), gdzie będziemy uczyć się na różne sposoby zakładać stanowiska zjazdowe w śniegu. Ich wytrzymałość zależy przede wszystkim od spoistości śniegu. Oczywiście punkt asekuracyjny jest tym mocniejszy, im o większą powierzchnię śniegu się on opiera.

Na zajęciach ćwiczyliśmy asekurację z grzybów śnieżnych oraz z zakopanego w śniegu czekana. Zjeżdżaliśmy po kilka razy z wykorzystaniem obydwu tych elementów. Raz na półwyblince, raz przy pomocy przyrządu asekuracyjno – zjazdowego. Oprócz tych sposobów możemy wykorzystać również szable i kotwiczki śnieżne (deadmeny). Na tym kursie jednak nie ćwiczyliśmy ich wykorzystania. Po sporej dawce praktycznych ćwiczeń schodzimy zjeść i ogrzać się do schroniska.

Na ten dzień instruktor Kuro zaplanował dla nas jeszcze ćwiczenie z budowania stanowisk asekuracyjnych oraz zjazdy w terenie lodowo – skalnym. Obiektem ćwiczeń była sporej wielkości formacja skalna zlokalizowana w pobliżu schroniska. Ćwiczymy do samego zmierzchu. A to po to, żeby utrwalić jak najlepiej zdobytą wiedzę i czuć się przy tym bardzo pewnie. Moim zdaniem, najważniejsze jest, żeby  wiedzieć, co się robi i jakie następstwa mogą wyniknąć. Może dodam jeszcze, że uczymy się zjazdów w wysokim przyrządzie. To taki układ, w którym przyrząd zjazdowy łączony jest za pomocą lonży w taki sposób, że przyrząd znajduje się mniej więcej na wysokości piersi zjeżdżającej osoby. Daje to możliwość zastosowanie do zjazdy blokera, czyli jednego z węzłów zaciskowych służącego jako autoasekuracja w trakcie zjazdu.

Po tak ciężkim i intensywnym dniu należy się oczywiście chwila relaksu. Kończymy obiadokolację i schodzimy do schroniskowego baru. Tam oczywiście pełna integracja, śpiewy i rozmowy do późnych godzin wieczornych. To był naprawdę przemiły czas, spędzony w jeszcze milszym towarzystwie!

Dzień IV – nauka asekuracji lotnej  

Nadszedł. Ostatni dzień kursu. Już niedługo będziemy z Magdą pędzić przez Zakopiankę do Krakowa. Najpierw jednak musimy ogarnąć asekurację lotną, która jest istotnym elementem podczas poruszania się po terenie śnieżnym i lodowym. Przy obecnym zagrożeniu lawinowym, które waha się pomiędzy 3, a 4 stopniem nie możemy pozwolić sobie na wyjście w najwyższe partie gór. Ćwiczyć będziemy, zatem na bezpiecznym stoku opadającym z Małego Kieżmarskiego Szczytu (2513 m n.p.m.).

Asekuracja lotna, to nic innego jak sytuacja, kiedy związani liną wspinacze mogą iść równocześnie. Zdecydowanie przyspiesza to tempo wspinaczki, w porównaniu do asekuracji stanowiskowej. Bardzo dobrze sprawdza się na długich śnieżnych ścianach oraz w kuluarach. Najczęściej przodem idzie najbardziej doświadczona osoba i tam gdzie potrzeba zakłada w śniegu punkty asekuracyjne i do każdego z nich wpina linę za pośrednictwem karabinka. Ostatni w zespole zbiera demontuje wszystkie punkty i zbiera ekspresy.

Na naszych ćwiczeniach dobieramy się w pary, skracamy odpowiednio linę i przywiązujemy ją do uprzęży. Poruszamy się po stosunkowo łatwym terenie, ale spaść i sturlać się na sam dół nie jest trudno. Podchodząc na lotnej bardzo ważne jest, aby lina pomiędzy wspinaczami nie miała zbędnego luzu. Nie może być ani luźna, ani zbyt naprężona. Dlatego też osoba prowadząca musi dostosować tempo do pozostałych członków zespołu liniowego.

Dosłownie chwilę po zmianie prowadzenia (tym razem prowadzi Magda) mam okazję do wykorzystania wiedzy z hamowania czekanem w praktyce. Podczas schodzenia Magda niefortunnie zahaczyła kantem raków o wystający kamień i zaczęła się z dużym impetem zsuwać po stoku. Nie zastanawiając się długo rzuciłem się na śnieg, wbiłem najmocniej jak tylko się da czekan i czekałem na szarpnięcie. Szarpnięcie było, ale na szczęście słabe i bez problemów wyłapałem upadek. Magda całą tę sytuację skomentowała zdaniem: „Kamil, nie bałam się, wiedziałam, że mnie złapiesz”. W górach jednak ważne jest zachowanie zimnej krwi i trzymanie nerwów na wodzy.

Na sam koniec ćwiczymy jeszcze asekurację w śniegu. Testujemy szybsze patenty od budowania grzyba śnieżnego oraz zakopywania czekana. Jedną z nich jest asekuracja z czekana poprzez wpięty karabinek. Wbijamy zatem stylisko czekana jak najgłębiej się da i ustawiamy jego dziób prostopadle do kierunku potencjalnego odpadnięcia. W teorii poznajemy również asekurację poprzez biodra. I to byłoby na tyle! Pora spakować wszystkie rzeczy do dużego plecaka i wrócić na parking, skąd bus zabierze nas do Zakopanego.

Czy warto było wziąć udział w zimowym kursie turystyki wysokogórskiej?

Po wiedzy, którą zdobyłem i starałem się Wam tutaj jak najlepiej przekazać, chyba domyślacie się, że było warto! Uważam swój udział w tym kursie, jako świetną inwestycję w perspektywie mojej dalszej działalności górskiej. Kurs został zorganizowany na bardzo wysokim poziomie, instruktorzy byli świetnie przygotowani (pomimo choroby, która jednego z nich niestety nie oszczędziła), a ekipa była mega zgrana i skoncentrowana na tym, aby nauczyć się jak najwięcej. Miałem wrażenie jakbyśmy znali się już od dawien dawna. Wspaniale mi się ze wszystkimi pracowało. Jeśli chcielibyście zacząć przygodę z zimową turystyką wysokogórską to taki kurs jest świetnym pomysłem!


Jeśli podoba Ci się, to co robię i chcesz wesprzeć moją działalność – postaw mi kawę mocy na szlaku! Ja odwdzięczę się kolejną relacją z wyjazdu, praktycznymi wskazówkami, poradą czy niezbędnymi informacjami, które pomogą Ci zaplanować urlop. Dziękuje!

Dodatkowo, każdy kto wesprze moją działalność otrzyma 45 dni darmowego dostępu do bogatej biblioteki audiobooków oferowanych przez BookBeat! 

MOŻESZ ZAJRZEĆ RÓWNIEŻ TUTAJ